Dawno nie pisałam, straciłam kilku czytelników, ale się nie dziwię. Jednak może ktoś został? Chciałabym. Pewnie nie chce wam się czytać historyjki głupiej, smutnej dziewczynki z "problemami". Trudno, ale ja tego potrzebuję.
Potrzebuję też komentarza, tzn. kilku słów otuchy. Boże, tak bardzo potrzebuję.
Nie jestem idealnym człowiekiem. Nie jestem dobrą przyjaciółką. Jestem idiotką, która płaci za grzechy. Otóż przez rok lub nawet dwa lata zaniedbałam swoją przyjaźń z "Panią X". Nie miałam pojęcia, że "Pani X" czuje się tak fatalnie. Teraz już wiem, jak to jest.
Zaczęło się na początku września, jak nie wcześniej. Coraz częściej zaczęła rozmawiać z nami "Pani Y", którą naprawdę polubiłam. Jednak "Pani Y" woli "Panią X" niż mnie. I nie chodzi mi o to, że "ach, wszyscy muszą zwracać na mnie uwagę!"... Chodzi mi o to, że czuję się, jakby mnie zbywała. Obie "Panie" spotykają się ze sobą po szkole, robią śmieszne fotki i świetnie się razem bawią. Czuję się okropnie. Teraz wiem jak czuła się "Pani X", gdy zostawiłam ją w zeszłym roku.
To boli. Wieczorami płaczę. Staram się myśleć pozytywnie, bo właśnie to sobie cenię w ludziach - optymizm. Uwielbiam się śmiać i być radosna, ale teraz? Śmiech i radość zabrał mi smutek.
Nie kipię nienawiścią wobec "Pani Y", która odbiera mi przyjaciółkę. Zasłużyłam na to, ale... kurwa. Nie wiem co mam robić.
Na tym blogu chciałam was zarażać swoją pozytywną energią, ale dzisiaj mi się nie uda. Ostatnia osoba, której mogłam się wyżalić stwierdziła, że ją zaczynam denerwować tym słabym użalaniem się nad sobą. Więc zostaliście mi wy... Osoby, których nie znam, a które znają mnie. To dziwne, ale taka prawda. Czuję się jak ostatnia planeta. Jestem plutonem - najmniejszą "gwiazdką", która niegdyś była planetą.