Ostatnio miewam dziwne sny. Jestem w domu, ale nie sama. Przede mną stoi... Złodziej? Morderca? Nie ważne. Ważne, że chce mnie dopaść. No, i w tym momencie się budzę. Moje serce bije jak po zawale albo czymś tam. Nie ważne.
*
Zaczęłam się zastanawiać jak zareagowałabym, gdyby faktycznie, nie daj Boże, ktoś mnie zaatakował. Gdy miałam 8 lat, byłam pewna, że jestem niepokonana i nikt nie zdoła mnie skrzywdzić. Jednak moje przekonania zniszczył starszy kuzyn, który lubił się ze mną bawić. "Bawić". Dość agresywnie :D
*
Stwierdziłam, że zamówię sobie na allegro scyzoryk i doczepię do kluczy :D Będę czuła się pewniej. No, a w wakacje mam zamiar udać się na kurs samoobrony. Jestem lekką histeryczką, więc ryzyko niebezpieczeństwa i strachu muszę zawsze zmniejszyć do minimum.
Niedawno czytałam w internecie, że prostym sposobem na chwilowe unieszkodliwienie atakującej nas osoby jest mocne uszczypnięcie skóry ręki (cz. od ramienia do łokcia), ale wypróbowałam to na moim bracie i nie zadziałało ;( Dlatego chyba lepiej polegać na tradycyjnych metodach - uderzenie w jaja (o ile naszym przeciwnikiem jest mężczyzna ^^).
A wy? Jak zareagowalibiście, gdyby ktoś was napadł? Znacie jakieś czułe miejsca, które warto byłoby "dotknąć" podczas takiej akcji? Pytam serio, bo mieszkam w cichej okolicy i czasem boję się nią chodzić po zachodzie słońca ;p